Czy to znak aby coś zmienić?
Kiedy zaparkowałam wreszcie na Jana Kantego Przyzby, powitał mnie uśmiech Huberta.
Opadły negatywne emocje zgromadzone podczas jazdy. Kameralne grono, które
zobaczyłam, zapowiadało miłe chwile.
Z dużym bo 1,5 godzinnym opóźnieniem zabrałam się do
pracy. W międzyczasie poznawałam się z uczestniczkami. Na warsztaty stawiła się cudowna w mojej
opinii Marysia, osoba niezwykle ciepła, starsza ode mnie, łagodna, znająca
siebie i swoje nawyki. Na co dzień zajmu się scrapbookingiem. Pamiętam kiedy
zastrzeliła nas wypowiedzią ta temat własnych przyzwyczajeń a my wybuchliśmy
śmiechem. Szalenie lubię, kiedy ktoś umie zachować do siebie dystans, jest to
bardzo cenne.
- Ja to mam skłonności do przesady - stwierdza Marysia
- Ja to mam skłonności do przesady - stwierdza Marysia
-Nie Marysiu, dlaczego?
( idziemy podejrzeć działania Marysi)
- Bo ciągle mogłabym coś dokładać i dokładać i w końcu
zawsze wychodzi mi taki barok.
- Aaaaaaa taki lęk przed pustką masz.
- takie roccococcooooo……
- Nie, no wszystko jest o.k. co ty chcesz, ładne linie
poprowadziłaś, rozplanowałaś to, jest dobrze.
-No ja to
siebie dobrze znam, w końcu trochę ze sobą jestem.
Ja nie wytrzymałam, padłam.
Drugą uczestniczką była Waleria. Delikatna, wrażliwa i
cicha mieszkanka Mińska, która kończyła szkołę florystyczną u Nicol. Niewiele
mówiła podczas dwudniowych zajęć. Była bardzo skupiona na poprawnym wykonaniu
każdej z prac. Widać było, że podstawy wyniesione ze szkoły są solidne. W każdej
pojawiającej się wątpliwości, pytała. Ciekawa postać, trochę tajemnicza.
Trzecia uczestniczka to Aneta. Spokojna, nie narzucająca
się, przemiła. Kiedy opowiadała nam o osiągnięciach swojej ośmioletniej córki,
która skacze z trampoliny do basenu, zrobiło mi się trochę przykro, że nie mam
już dzieci w podobnym wieku.
W trakcie warsztatów zdążyliśmy wykonać kilka bardzo
fajnych prac. Jedna nie doszła do skutku z braku czasu. Czy powodem było nasze
gadulstwo? Hubert zaproponował na początek modernistyczna choinkę. Złapałam przy jej wykonaniu, nieco oddechu, po fatalnej podróży. Kolejną
pracą był nowoczesny wianek, którego istota skupiała się wokół drewnianego
klocka. Ciekawy pomysł odejścia od standardów i tradycji. Na koniec pierwszego
dnia pracy przewidziana była również choinka. Bardzo szybki komercyjny sposób zrobienia
czegoś z niczego. Jak to w naszym florystycznym świecie bywa, u każdego jest
całe mnóstwo przydasiów, pozostałości po grubszych realizacjach, wysuszonych
kwiatów. Bazą do wykonania tej szybkiej choinki był wysuszony kwiat protei,
stanowiący jej górę. Resztę dopełniała doklejana jagodzina.
Drugi dzień pracy rozpoczęliśmy od wicia tradycyjnego
wianka. Z niewiadomych przyczyn zabrało nam to sporo czasu. Być może znów
rozproszyło nas nasze gadulstwo. Opowieści o rodzinie, różnych komicznych
sytuacjach, wiecie sami jak to jest. Im mniejsze grono, tym więcej mamy do
powiedzenia. Jedno co mogę powiedzieć, to wianki wyszły bardzo fajne. Każda z
nas przemyciła w tan wianek spory kawałek siebie, co było widoczne. Moja ręka
jak zawsze do naturalnych, do naturalnych. Może by faktycznie coś już zmienić.
Zawsze mam kłopot ze złotem, nie darzę sympatią tego koloru we florystyce,
chyba nawet pójdę dalej, kiedy powiem, że dla mnie jest to kolor trudny. Nie
chodzimy razem pod rękę.
Wykonałyśmy jeszcze choinkę z dartego kartonu. Ja nie
zdążyłam niestety jej dokończyć. Jednak przyglądając się pomysłowości innych,
uważam, że to kolejny dobry czysto komercyjny pomysł dla kwiaciarni.
Jestem przekonana, że wszystkie propozycje są dobrym
pretekstem, aby ukazywać klientom, że można inaczej. Że istnieją rozwiązania po
za tradycją, która towarzyszy nam od zawsze. Niech trwa, bo to nasz filar, nie odrzucajmy jej. Przestarzałe formy są zalążkiem dla czegoś nowego. Jednak nowe nie zmienia faktu, że o stare trzeba dbać z należytym szacunkiem. Gusta są różne, a nasza pomysłowość wychodzi im
naprzeciw. Często też nie muszą to być rozwiązania bardzo kosztowne. Pieniek,
drut techniczny, spray, przydasie, drobne elementy roślin. Zawsze coś się
znajdzie, zawsze. Pamiętajmy tylko o świecach, bo bez nich nie ma świąt.
Przez te dwa dni
pracowałam z fajnymi kobietami, zaangażowanymi w rodzinę i w to co robią, no
nie liczę jedynego rodzynka w naszym teamie, który też jest fajny.
Powstały cztery różne wizje bożonarodzeniowych atrybutów.
Dziękuję za wspólną pracę Agnieszce Żurek, która na
codzień pracuje z Hubertem w kwiaciarni. Bardzo energiczna i sprytna,
uśmiechnięta, szybka, no cóż sama
młodość. Była z nami tylko jeden
dzień. Dziękuję Anetce, Marysi i Walerii. Było mi z wami ciepło. Dziękuję Hubertowi.
Czas wracać do domu. Czterogodzinna podróż dała mi w
kość, ale czy to pierwszy raz? Wiem co będę robiła z dziećmi na warsztatach w
przyszłym roku, na te które robię za tydzień pomysły już są zrealizowane i
czekają na niedzielę, już dziś zapraszam was na relację z tego wydarzenia.
Jak zawsze ciepło pozdrawiam.
Dziękując jednocześnie za czas, poświęcony moim emocjom.
Ewa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz