Tak. Już po wszystkim. Warsztaty zakończone i przeszły do historii. Dyplom za uczestnictwo odebrany, wspaniała niespodzianka, w postaci kilku grafik naszych prac przywieziona do domu, jak i wszystkie warsztatowe aranżacje.
Pozostają jednak wspomnienia.
Pamięć to wspaniały dar. W zakamarkach umysłu zawsze znajdziemy jakieś zachwycające kadry. Nawet patrząc na białą ścianę, jesteśmy w stanie zwizualizować sobie to co było.
To fajna sprawa.
Czas spędzony na giełdzie w podwarszawskich Broniszach, to absolutnie fascynujące dwa dni. Dni wytężonej pracy, drutu technicznego, sznurkodrutu, podrapanych rąk, momentami znużenia pracą, euforią z wspólnej pracy z genialnym mistrzem, marudzeniem pod nosem(oczywiście piszę tu o sobie), spotkaniem z dawno niewidzianymi, znajomymi florystami oraz wspólnymi pogaduszkami, temat warsztatów to naczynie i wszystko wokół naczynia.
Nie można było lepiej tego zaplanować. Temat inspirujący, mistrz sam w sobie wybitny, uczestnicy warsztatów to zdolni i ciekawi ludzie.
Samo nazwisko mistrza - Gregor Lersch, prowadzącego nasze warsztaty, to więcej niż lep na florystyczne muchy. Dla mnie nie jest to postać nieznajoma. Miałam już możliwość poznać go osobiście w listopadzie 2008 roku, kiedy wraz z moją przyjaciółką pojechałyśmy na jego wystawę do Bad Neuenahr-Arhweiler, gdzie mieszka i znajduje się jego szkoła. Tam też co roku odbywają się rewelacyjne wystawy i pokazy. Tematem prac wówczas było oczywiście boże narodzenie. Wszystko przygotowane i poprowadzone z rozmachem. Dobrze przemyślane, wyeksponowane, zaplanowane. Działające jak fabryka lub elementy szwajcarskiego zegarka. Byłam wtedy pod ogromnym wrażeniem.
Ponad to, prenumerata niemieckiej prasy branżowej, pozwala być na bieżąco z propozycjami Gregora Lerscha, jak również śledzenie jego kolejnych florystycznych wypadów w przeróżne egzotyczne miejsca. W tym temacie, dzieje się bardzo dużo, gdyż mistrz nie lubi stać w miejscu.
Gregor Lersch, to postać wielowymiarowa. Florysta wysokiego kalibru. Wiedza i doświadczenie, które zgromadził przez wszystkie lata pracy, pozwalają mu bezustannie, zawyżać wszelkie poziomy.
Praktyka, czyni z niego „maszynę” do wytwarzania ponadczasowych kompozycji, które nie nudzą się we wnętrzach. Nurt naturalistyczny, który jak podkreśla, jest mu bardzo bliski, wpasowuje się w gusta wielu zarówno odbiorców czyli klientów, jak i producentów czyli nas florystów. Nie znam nikogo z naszego środowiska, kto powiedziałby, że nie wie o kim mowa.
Urzeka mnie swoboda, z jaką prowadzi zajęcia czy pokazy. Swoboda w zachowaniu, swoboda w wypowiedzi, nie ważne w jakim języku przemawia. Natomiast, kiedy przekazuje swoją wiedzę, jest bardzo skupiony i stara się dotrzeć do każdego. Zastanawia się nad tym co chce powiedzieć. Ma bardzo wprawne oko, które wiele zapamiętuje. Tak. Zupełnie jak rodzic, który udaje, że nic nie zauważył, a tak naprawdę widzi dosłownie wszystko.
Podczas omawiania każdej pracy, zaznacza, że jego słowa to nie krytyka, tylko rada. Jeśli widzi ewidentnie, że w pracy jest coś nie tak, że zrobiłeś coś źle, popatrzy, pokręci głową i ze spokojem poinformuje. Nie mówi, że twoja robota poszła na marne, ponieważ poprowadziłeś przecinające się linie w swoim stylu. Zakończy wypowiedź zdaniem : Czy to jest złe? Nie. To coś innego.
Czy to jest mobilizujące?
Zdecydowanie tak!
Może należałoby nauczyć się tego zdania na pamięć?
Czy to jest złe? Nie. To coś innego. Powtarzać je jak pacierz lub mantrę.
Należy bardzo docenić fakt, że nie stosuje dołującej krytyki. Pyta czy praca została zakończona, nie podchodzi zbyt wcześnie do kursanta, nie zadaje pytań zbyt wcześnie dotyczących pracy, wszystko to dlatego, że jak twierdzi, aby nie zniechęcać oraz nie odwracać uwagi od obranego kierunku.
Ja miałam jeszcze
wartość dodaną tych warsztatów w postaci spotkania z osobami, które cenię pod
kątem ich pracy, wiedzy, osiągnięć, oczywiście również sympatii do nich. Są to:
Piotr Salachna, Sylwia Bednarek, Monika Wilgocka, Anna Szkotak.
Bardzo cieszę się
również, ze spotkania z osobami bardzo bliskimi mojemu sercu jak Mariola i
Sławek Bednarscy. Radość wielka, szczególnie, że ostatni raz widzieliśmy się w
styczniu 2013, podczas akcji floryści dla WOŚP. Chylę czoło za wszystkie
słoikowe podarunki i nazwanie mnie „słoikem”.
Czas wracać na
ziemię. W pamięci pozostaną kadry z dwudniowego spotkania. Będą jeszcze milsze,
gdyż patrząc na wykonane konstrukcje, przypomnę sobie wszystko to co się
działo. Na twardym dysku mojego umysłu zapisała się wiedza przekazana przez
mistrza.
Dziękuję
organizatorom warsztatów – Mariola Miklaszewska oraz Marta Stefańska - za
otwarcie drzwi dla osób z poza akademii. Dziękuję za przyjazną atmosferę, wszystkim
uczestnikom za wspólną pracę. Miło było poznać nowe osoby. Patrzeć, jak każdy
obiera swoją drogę, mimo tych samych zadań i materiału roślinnego, pokazaliście
swój własny styl i upodobania. To niewiarygodne, ale 22 osoby wykonały 88
różnych prac, ponieważ żadna się nie powtórzyła.
Wniosek jest
jeden! Nikt nie ściągał!
Pozdrawiam.
Ewa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz