Wyświetlenia

Translate

sobota, 27 grudnia 2014

W święta na czerwono


Niestety, ta dekoracja powstała dopiero w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia. Wczesniej nie było czasu na przygotowanie czegokolwiek. 


         Tak więc między gotowaniem rosołu a krojeniem marchewki w kostkę, postanowiłam, że zrobię jeszcze coś dla siebie.

 
Oczywiście użyłam gąbki do roślin żywych. Bardzo lubie te zestawienia roslin, tak zwanych leśmych. Jest mix egzotyki roślinnej o nieznanej mi nazwie.

 
Przycięte na krótko rośliny znalazly swoje miejsce.  Praca nad przygotowaniem tej kompozycji nie trwała długo.

 
Na koniec dołozyłam tylko bombki, oczywiście czerwone, ponieważ w tym roku wszystko było czerwone, nawet choinka ubrana była w czerwone dekoracje, do przełamania dodałam tylko zieloności.



Życzę wszystkim dobrej i spokojnej nocy. Ja od kilku dni jestem nie wyspana. Zatem, idę spać.

pozdrawiam was.
Ewa

wtorek, 23 grudnia 2014

Boże Narodzenie - święta, obrzędy, tradycje


Ponieważ lubię być przewrotna w umiarkowany sposób, pozwólcie, że zacznę od życzeń, które pragnę skierować do każdego z osobna. Chwila bardzo szczególna, gdyż szczególne to święto, które za kilka chwil zapuka do każdych drzwi. Zatem:

Życzę Ci, odwagi by wspinać się na szczyty pozornie nie do pokonania,
Siły, by wytrwać w raz podjętych postanowieniach,
Pogody ducha, by zaakceptować to, czego nie można zmienić,
Rozsądku, by podejmować tylko dobre decyzje,
Mądrości, by rozróżnić prawdę od fałszu,
Tyle spokoju, ile tylko potrzebujesz,
Tyle szaleństwa, aby życie nie wydawało się nudne,
Tyle szczęścia, abyś nie oszalał z nadmiaru,
Tyle smutku, aby równowaga zachowała sie po wsze czasy.
Życzę tego zachwytu, który przerasta Twoje oczekiwania,
Abyś pamiętał, że powodzenie w życiu, nie jest czymś oczywistym,
Gdy Ci się powodzi, staraj sie gromadzić, zapasy ciepła na czarne dni Wówczas wystarczy, że ktoś podaruje Ci uśmiech, który pozwoli przetrwać wszystko
I aby każdy dzień był wyjątkowy!


Boże Narodzenie, to zdecydowanie czas, zgody, spokoju, miłości oraz przebaczenia. W te święta, jak w żadne inne jesteśmy gotowi machnąć ręką, na wiele denerwujących nas spraw. Zawsze usprawiedliwieniem, czy wytłumaczeniem jest: przecież to święta........, Oj, daj spokój jest gwiazdka........ Jest pewnego rodzaju magia, w tym czasie. Potrafimy być cieplejsi dla innych, bardziej pobłażliwi, wyrozumiali, uprzejmi, cierpliwi, również jesteśmy bardziej niż zazwyczaj chętni do pomocy. Rozjaśnia się
nasze, na codzień pochmurne oblicze.

Co kojarzy nam się z tym świętem? Śnieżnobiały opłatek, łzy w oczach podczas składania życzeń, choinka, kolędy, wieczerza, rodzina, prezenty, szczebiot dzieci, gwar w kuchni, puste nakrycie, Mikołaj, babcine ciasto, maminy karp i te cudowne wspomnienia, z roku na rok bogatsze, bardziej wartościowe, bardziej nie do zapomnienia.
Samo Boże Narodzenie, posiada dość długie korzenie, sięgające aż IV wieku. Stanowiły one swego rodzaju przeciwwagę dla świąt solarnych, były to święta pogańskie , związane z przesileniem zimowym. Np. narodziny rzymskiego i perskiego boga Mirty, który był niezwyciężonym bogiem słońca.


Słowo wigilia, w języku łacińskim oznacza czuwanie, wartę, nocną straż. W wierzeniach ludowych, wigilia Bożego Narodzenia, obfitowała w znaki. Woda w rzekach i strumieniach zamieniała się w złoto, otwierająca się ziemia ukazywała schowane wewnątrz skarby, nawet drzewa miały owocować , a w studniach można było znaleźć zamiast wody : wino i miód. Bajkowo? Niewiarygodnie? Banalnie?

Przypomnijmy, że do nadejścia Bożego Narodzenia, szykowano się już od adwentu, czyszcząc izby. Tradycja strojenia choinki w Polsce zagościła dopiero w XVIII wieku. Przywędrowała z Niemiec, wraz z osadnikami z tamtych rejonów. Do tej pory w Polsce bardzo popularny był zwyczaj strojenia stołów, ścian, płotów, drzwi domów oraz obejścia żywozielonymi gałązkami. Wykonywano też ozdoby ze słomy, papieru, owoców, orzechów, ziaren.


Podczas Bożego Narodzenia, wszystkie zwyczaje odnoszą się do symboliki. Choć zwyczaj łamania się opłatkiem jest stosunkowo młody, sięga początków XX wieku, nawiązuje do dzielania się chlebem przez Syna Bożego. Do wieczerzy nie można było usiąść, zanim nie ukaże się pierwsza gwiazda na niebie, symbolizująca gwiazdę betlejemską, która prowadziła pastuszków i królów do nowonarodzonego Dzieciątka Jezus. Puste nakrycie na stole, dla nieznanego wędrowca, który na czas nie mógł dotrzeć do swojej
rodziny. Ilość wigilijnych potraw czyli 12, kojarzona była z dwunastoma apostołami oraz dwunastoma miesiącami w roku. Znalazłam też pewną ciekawostkę odnośnie ilości potraw. Otórz, dawniej ponoć ilość potraw była nieparzysta i zależała od zamożności danego domostwa. Pięć potraw podawano w domach kmiecych, siedem w domach mieszczańskich, dziewięć w szlacheckich, w domach magnackich podawano potraw 11 lub więcej. Dziś wszyscy jesteśmy z domów magnackich, gdyż z moich informacji wynika, iż
pilnuje się aby było 12 dań.


Coż zatem pojawia się na naszych stołach?

Koniecznie karp, w wielu postaciach, inne ryby, kapusta z grochem, makiełki, pierogi, barszcz z uszkami, zupy grzybowe, rybne, kasze, które cudownie współgrają z sosem grzybowym, fasola, łazanki, ubóstwiana przeze mnie kutia( mmmmniamm!!!), ciasta jak: serniki, pierniki, strucke, kompot z suszonych owoców...... czy zapomniałam czegoś dodać?

Dziś, z uwagi na różne gabaryty naszych mieszkań, nie zawsze pilnuje się pierwszeństwa zasiadania do stołu. Jednak w domach z kultywowaną tradycją, zasiada się do niego w/g starszeństwa. Wieczerzę rozpoczynamy od łamania opłatkiem, składania życzeń, podczas spożywania potraw, prowadzi sie ogólne rozmowy na luźne tematy, rozmawia się o tradycjach rodzinnych, historii rodziny, wspólne kolędowanie, opowiada się wiele anegdot. Po wieczerzy czas na prezenty: maluchy mówią wierszyki z przedszkola,
starsze prezentują bardziej wyćwiczone utwory, starsi często zmuszani są przez Mikołaja do wypowiedzenia pacierza. Przy tej okazji towarzyszy nam wiele radości i śmiechu. Sami wiemy jak jest w naszych domach. Częstym zwyczajem jest w wielu domach, obowiazkowy spacer połączony z uczestnictwem w pasterce.

Dodam jeszcze, iz dawniej podczas wigilii często wróżono domownikom i gospodarstwu. Rzucano w górę siano z dekoracji, na dobre plony, na obfitość rzucano grochem. Zwierzęta karmiono opłatkiem i resztkami z wieczerzy , aby dobrze się chowały. Obwiązywano drzewa owocowe sznurami ze słomy i straszono siekierą, aby rodziły więcej owoców. Między oziminę układano słomę z wigilijnej wiązki, na dobry plon. Przysłuchiwano się zwierzętom o północy, czy mówią ludzkim głosem.


Świętowanie narodzin maleńkiego Jezusa, rozpoczynamy już na pasterce. Msza ma charakter podniosły. 25 grudnia, nie jest już dniem postnym. Jest to dzień radosny, spożywa się mięsa, ciasta, dzieci rozpoczynają tak bardzo wyczekiwane zabawy. Śpiewa się kolędy, pastorałki. Nie wykonuje się żadnych prac, z wyjątkiem obrządku zwierząt. 26 grudnia świętujemy dzień św. Szczepana, podczas którego święci się ziarna, dodawane później do siewu. Jest to również dzień odwiedzin i składania życzeń. Dziś
często wysyłamy życzenia w każdej możliwej formie, katrek pocztowych, kartek elektronicznych i znów bardzo w tym zagadnieniu pomaga nam szeroko zakrojona i wciąż rozwijająca się technologia.

A o co tak naprawdę chodzi w tych świętach?
Maleństwo, które zapowiadane od dawna i tak bardzo upragnione, przynosi zapowiedź czegoś nowego. Jeśli dołączymy do tego działania nieubłaganego Heroda i jego okrucieństwo, płacz bezradnych matek oraz ich smutek, jeśli wtopimy się w historię i poczujemy jak w trójwymiarowym wydarzeniu, odnajdziemy w sobie innych ludzi. Na codzień walczący o przetrwanie. Borykający się z wieloma problemami. Szukający rozwiazań, czasami bezwzględni jak Herod.
Głęboko wierzę w to, że ludzie są z natury dobrzy. To świat, w którym się znajdujemy, okoliczności i naciski środowiska, powodują zakłócenia naszej osobowości i empatii. Jednak czy jest to usprawiedliwieniem dla zanikającej wrażliwości? Tego Wam życzę - abyście nigdy jej nie zatracili, bo gdzie zatraca się pojęcie, tam i sama rzecz umiera!

Z racji, że jestem bakaliowa w każdym calu i zawsze można mnie przekupić orzechami laskowymi, wiórkami kokosowymi i rodzynkami, załączam przepis na kutię. Zaraz za kaszą z sosem grzybowym i kapustą z grochem, to moja ulubiona potrawa, na równi z wielkanocną paschą.

KUTIA
Produkty: 25dag pszenicy, 25 dag maku, 25 dag bakalii( po tyle samo rodzynek, migdałów, orzechów włoskich, daktyli i fig oraz skórki pomarańczowej), 4-5 łyżek stołowych miodu,
Wykonanie: Pszenicę umyć i namoczyć na noc. Nastepnego dnia do garnka dodać dwa razy wiecej wody i wsypać pszenicę, gotować 2 godziny. Umyty i spazony mak, zmielić dwa razy. Wilgotny wymieszac z miodem. Bakalie pokroić i dodac do wymieszanej wcześniej z makiem pszenicy. Należy pamiętać aby, nie wykonywać tej czynności dużo wcześniej, gdyż istnieje możliwość, że kutia stwardnieje.


KULEBIAK

Produkty: 1 szkl mleka, 4 dag drożdży, 45 dag maki pszennej, 1 jajo, ½ łyżeczki cukru, olej, sól,
Farsz: 50 dag kiszonej kapusty, kilka suszonych grzybów, 2 cebule, 1 jajo, 2 łyżki suszonych orzechów, 1 łyżka oleju, 2 liście laurowe, kilka ziaren pieprzu i ziela angielskiego, sól i pieprz
Wykonanie: Przygotować ciasto, mleko wymieszać z ½ szklanki wody, leciutko podgrzać i dodać drożdże. Przesianą mąkę wsypać do miski i dodać mleko z drożdżami i cukrem. Lekko wymieszać i odstawić do ciepłego na ok 20 min. Nastepnie dodać sól, jajo i olej. I niech dalej rośnie. W tym czasie możemy przyżądzić farsz. Ugotowane wcześniej grzyby, połączyć z ugotowana w grzybowym wywarze kapustą. Cebulę pokrojoną, podsmażyć na oleju, dodać orzechy i połączyć z pokrojoną kapustą. Ciasto
rozwałkować na stolnicy, wyłożyć farsz i zrolować. Piec w piekarniku 40 minut w temp. 175-180*C. Uprzednio ciasto posmarowac jajem, aby miało cudowny kolor po upieczeniu.



Cóż kochani !

Życzę Wam smacznego i fantastycznych świąt. Jeśli tylko możecie nie przepracowujcie się, przygotowanie potraw wigilijnych podzielcie między rodzinę, niech każdy poczuje się częścią tego wydarzenia i zawsze będzie dodatkowy temat do rozmowy, gdyż kuchnia otwiera ludzi. Dzieci, niech przygotują zastawę na stole, co z tego ,że widelec nie z tej strony, zawsze można je pochwalić przed dziadkami i ciociami, że tak pięknie to zrobiły. Choinkę niech kupi tata, na pewno wybierze jaką  trzeba, to
zadaniowiec, więc drzewko będzie jak się patrzy. Podsadzi dziecko aby mogło na jej szczycie umieścić aniołka i założy lampki. A nerwy!? Dajcie spokój przecież to gwiazdka!!!!!

Całusy !
Ewa
















piątek, 12 grudnia 2014

"Gwiazdki, choinki, śnieżynki" - warsztaty dla dzieci i rodziców 30-11-2014

choinka Bartusia
Tak, to nasze drugie spotkanie. Tym razem udział w naszej zabawie wzięły nie tylko dzieci. Tej niedzieli dołączyli do nas rodzice. Cała frajda naszego spotkania polegała na współpracy małych z dużymi.
Tak więc do warsztatów przystąpili: mama Dorota z synkami : Filipem lat 9 i Gabrysiem lat 3,5, później dołączył tata Mariusz. Klaudia lat 3,5 z mamą Natalią. Bartuś lat 5 i Szymon lat 8 z mamą Anną i tatą Marcinem. Hania z mamą Aliną.  
choinka Klaudii
Program warsztatów, nie mógł obyć się bez pomocy dorosłych. Ponieważ większość prac o tematyce bożego narodzenia, tworzonych jest przy pomocy kleju na gorąco. Tak też stało się i tym razem. Ponadto zaplanowane prace były dość trudne dla maluchów.
 
Choinka Gabrysia
Dzieci wykonały trzy różne dekoracje. Były to choinka z użyciem styropianowego rożka. Kalendarz adwentowy z wykorzystaniem rolek po ręcznikach papierowych oraz papierze toaletowym. Gwiazdka z wysuszonych gałązek drzew.

Ponadto używaliśmy cynamonu, anyżu, suszonych plasterków pomarańczy, jabłek, cytryn, orzechów różnych gatunków, filcu, szpilek, lamety, drutu technicznego na kołku, bombek, sztucznego śniegu…………
Było bardzo świątecznie. Zapachy mieszały się ze sobą.

choinka Szymona
Nasze spotkanie rozpoczęliśmy od  wykonania choinki. Dzieci uczyły się szpilkować. Starsze samodzielnie cięły filc na odpowiednie kawałki, maluchom pomagali rodzice. Powiem wam, że przyjemnie było patrzeć na taką współpracę.

choinka Hani

choinka Filipa
Drugą, dużo trudniejszą pracą był kalendarz adwentowy. Zaproponowałam dwa kształty. Domki i choinki.  Wcześniej wymalowałam je w odpowiednich kolorach. Oczywiście domki były czerwone, choinki przybrały naturalny zielony kolor. Dzieci wybierały miejsca, w których to rodzice później chowali im niespodzianki, po jednej na każdy dzień adwentu. Wszyscy bardzo napracowali się przy tej świątecznej dekoracji. Jednak uważam, że warto było zrobić ją od początku do końca. Pochłonęła ona najwięcej naszego czasu. Zabrała nam też trochę mocy i dzieciaki nieco opadły z sił.

kalendarz adwentowy Bartusia

kalendarz adwentowy Hani
 

kalendarz adwentowy Klaudii

kalendarz adwentowy Szymona

kalendarz adwentowy Gabrysia
 
kalendarz adwentowy Filipa

Trzecia praca to gwiazdka z kawałków gałązek. Pomysł na tę pracę, przywiodły mi wspomnienia z moich pierwszych krakowskich warsztatów z Maxem Kuczyńskim w 2010r. Mocno już zdezelowana moja własnoręcznie wykonana gwiazdka, posłużyła nam za przykład. Była to najłatwiejsza do wykonania praca. Choć jak się okazało, patyki nie było tak łatwo ułożyć w pięcioramienną gwiazdę. Jestem jednak zachwycona uzyskanymi kształtami. Ponieważ to handmade, to wszystko jest dozwolone. Nie ma znaczenia czy wychodzi nam kometa, czy rozgwiazda z bajki Spongebob, czy idealna, jeśli chodzi o zachowanie kształtów, bądź urokliwie nieuporządkowana.



Najważniejszym założeniem tego spotkania było spędzenie czasu ze sobą. W tygodniu wszyscy jesteśmy niesamowicie zabiegani. Sama czasami nie wiem jaka jest data. Istnieją dla mnie tylko dni tygodnia. Często odsuwamy na bok drobne potrzeby naszych dzieci, chcąc poszukać w ten sposób ułamka chwili dla siebie. Na warsztatach trzeba było działać razem, współpracować, uszanować decyzje dziecka. Przyklejać tam, gdzie wskazało paluszkiem. Ja z ogromną przyjemnością przypatrywałam się tej kooperacji. Było to dla mnie bardzo budujące. Mam w pamięci kilka bardzo ciepłych chwil, które udało mi się zarejestrować.


Ja sama przygotowywałam się do tych warsztatów do soboty wieczór. Moje działania rozbił troszkę wyjazd do Huberta Lamańskiego na warsztaty bożonarodzeniowe w Krakowie. Tak więc miałam małe opóźnienie. Rolki papierowe zbierałam do ostatniej chwili. Potrzebna była znaczna ilość, mimo, iż prac było tylko 6. Na każdy kalendarz przypadało średnio około 30- 35 rolek. Malowanie sprayem poszczególnych kalendarzy zajęło mi chwilę. Ponieważ źle znoszę zapach takiej farby musiałam zrobić kilka przerw. Osobiście zalecam malować na dworze, wtedy opary nie duszą.
 Jestem zachwycona wykonanymi pracami. Uważam, że są bardzo twórcze. To prawdziwe rękodzieło na Boże Narodzenie, ze wszystkimi jego atrybutami. Podoba mi się też, że te prace różnią się od siebie, mimo zastosowania tego samego materiału.  Co najważniejsze, nikomu nie stała się krzywda od gorącego kleju.

Kolejny raz otrzymałam też pomoc od mojej starszej córki Evy. Znów zaprojektowała dyplomy dla dzieci, kolejny raz była naszym nadwornym fotoreporterem. Dzięki niej, również i tym razem dzieci otrzymają płyty ze zdjęciami. Ja jakoś nie jestem mentalnie dostosowana do korzystania z nowinek technicznych, przyznam, że wcale mi to nie przeszkadza.


Dziękuję wszystkim moim uczestnikom za stworzenie cudownego świątecznego klimatu. Było mi naprawdę miło z wami pracować. Mimo chronicznego braku czasu, takie spotkania pokazują mi, że warto się starać. Warto dać coś od siebie, zrobić więcej, niż to konieczne. Widzę też, że i same dzieci chętnie biorą udział w tej formie zabawy. Czują się ważne przez to, że decydują, że robią coś po swojemu, że zabierają swoje prace do domu. Mogą wtedy chwalić się nimi przed pozostała rodziną. To jest fajne. To motywacja do dalszych działań i pomysłów.

Ściskam was wszystkich moi warsztatowicze, z mojego wirtualnego miejsca.
Wszystkim czytelnikom
dziekuję za czas spedzony ze mną.
Ewa.

czwartek, 4 grudnia 2014

Magiczne Boże Narodzenie 22-23/11/2014 z Hubertem Lamańskim

Sobotnia walka z czasem na autostradzie zdała się na niewiele.  Trasa Kalisz – Katowice, jest dla mnie najbardziej pechową ze wszystkich możliwych.   Za każdym razem jakiś radar, zamiast mnie robi mi selfie, za każdym razem nie docieram na czas. 
Czy to znak aby coś zmienić?

Kiedy zaparkowałam wreszcie na Jana Kantego Przyzby, powitał mnie uśmiech Huberta. Opadły negatywne emocje zgromadzone podczas jazdy. Kameralne grono, które zobaczyłam, zapowiadało miłe chwile.
 
Z dużym bo 1,5 godzinnym opóźnieniem zabrałam się do pracy. W międzyczasie poznawałam się z uczestniczkami.  Na warsztaty stawiła się cudowna w mojej opinii Marysia, osoba niezwykle ciepła, starsza ode mnie, łagodna, znająca siebie i swoje nawyki. Na co dzień zajmu się scrapbookingiem. Pamiętam kiedy zastrzeliła nas wypowiedzią ta temat własnych przyzwyczajeń a my wybuchliśmy śmiechem. Szalenie lubię, kiedy ktoś umie zachować do siebie dystans, jest to bardzo cenne.

- Ja to mam skłonności do przesady - stwierdza Marysia
-Nie Marysiu, dlaczego?  ( idziemy podejrzeć działania Marysi)
- Bo ciągle mogłabym coś dokładać i dokładać i w końcu zawsze wychodzi mi taki barok.
- Aaaaaaa taki lęk przed pustką masz.
- takie roccococcooooo……
- Nie, no wszystko jest o.k. co ty chcesz, ładne linie poprowadziłaś, rozplanowałaś to, jest dobrze.
-No ja to siebie dobrze znam, w końcu trochę ze sobą jestem.
Ja nie wytrzymałam, padłam.  

Drugą uczestniczką była Waleria. Delikatna, wrażliwa i cicha mieszkanka Mińska, która kończyła szkołę florystyczną u Nicol. Niewiele mówiła podczas dwudniowych zajęć. Była bardzo skupiona na poprawnym wykonaniu każdej z prac. Widać było, że podstawy wyniesione ze szkoły są solidne. W każdej pojawiającej się wątpliwości, pytała. Ciekawa postać, trochę tajemnicza.

Trzecia uczestniczka to Aneta. Spokojna, nie narzucająca się, przemiła. Kiedy opowiadała nam o osiągnięciach swojej ośmioletniej córki, która skacze z trampoliny do basenu, zrobiło mi się trochę przykro, że nie mam już dzieci w podobnym wieku.


W trakcie warsztatów zdążyliśmy wykonać kilka bardzo fajnych prac. Jedna nie doszła do skutku z braku czasu. Czy powodem było nasze gadulstwo?  Hubert zaproponował na początek modernistyczna choinkę. Złapałam przy jej wykonaniu, nieco oddechu, po fatalnej podróży.    Kolejną pracą był nowoczesny wianek, którego istota skupiała się wokół drewnianego klocka. Ciekawy pomysł odejścia od standardów i tradycji. Na koniec pierwszego dnia pracy przewidziana była również choinka. Bardzo szybki komercyjny sposób zrobienia czegoś z niczego. Jak to w naszym florystycznym świecie bywa, u każdego jest całe mnóstwo przydasiów, pozostałości po grubszych realizacjach, wysuszonych kwiatów. Bazą do wykonania tej szybkiej choinki był wysuszony kwiat protei, stanowiący jej górę. Resztę dopełniała doklejana jagodzina.

Drugi dzień pracy rozpoczęliśmy od wicia tradycyjnego wianka. Z niewiadomych przyczyn zabrało nam to sporo czasu. Być może znów rozproszyło nas nasze gadulstwo. Opowieści o rodzinie, różnych komicznych sytuacjach, wiecie sami jak to jest. Im mniejsze grono, tym więcej mamy do powiedzenia. Jedno co mogę powiedzieć, to wianki wyszły bardzo fajne. Każda z nas przemyciła w tan wianek spory kawałek siebie, co było widoczne. Moja ręka jak zawsze do naturalnych, do naturalnych. Może by faktycznie coś już zmienić. Zawsze mam kłopot ze złotem, nie darzę sympatią tego koloru we florystyce, chyba nawet pójdę dalej, kiedy powiem, że dla mnie jest to kolor trudny. Nie chodzimy razem pod rękę.
Wykonałyśmy jeszcze choinkę z dartego kartonu. Ja nie zdążyłam niestety jej dokończyć. Jednak przyglądając się pomysłowości innych, uważam, że to kolejny dobry czysto komercyjny pomysł dla kwiaciarni.  
 

Jestem przekonana, że wszystkie propozycje są dobrym pretekstem, aby ukazywać klientom, że można inaczej. Że istnieją rozwiązania po za tradycją, która towarzyszy nam od zawsze. Niech trwa, bo to nasz filar, nie odrzucajmy jej.  Przestarzałe formy są zalążkiem dla czegoś nowego. Jednak nowe nie zmienia faktu, że o stare trzeba dbać z należytym szacunkiem.  Gusta są różne, a nasza pomysłowość wychodzi im naprzeciw. Często też nie muszą to być rozwiązania bardzo kosztowne. Pieniek, drut techniczny, spray, przydasie, drobne elementy roślin. Zawsze coś się znajdzie, zawsze. Pamiętajmy tylko o świecach, bo bez nich nie ma świąt.
Przez  te dwa dni pracowałam z fajnymi kobietami, zaangażowanymi w rodzinę i w to co robią, no nie liczę jedynego rodzynka w naszym teamie, który też jest fajny.
Powstały cztery różne wizje bożonarodzeniowych atrybutów.


Dziękuję za wspólną pracę Agnieszce Żurek, która na codzień pracuje z Hubertem w kwiaciarni. Bardzo energiczna i sprytna, uśmiechnięta, szybka, no cóż sama  młodość.  Była z nami tylko jeden dzień. Dziękuję Anetce, Marysi i Walerii. Było mi z wami ciepło.  Dziękuję Hubertowi.
Czas wracać do domu. Czterogodzinna podróż dała mi w kość, ale czy to pierwszy raz? Wiem co będę robiła z dziećmi na warsztatach w przyszłym roku, na te które robię za tydzień pomysły już są zrealizowane i czekają na niedzielę, już dziś zapraszam was na relację z tego wydarzenia.

Jak zawsze ciepło pozdrawiam.
Dziękując jednocześnie za czas, poświęcony moim emocjom.

Ewa.