Nowy rok zastał mnie z ogromonym bałaganem w zakresie zdjęć. Nie uporałam się z tym do tej pory. W wolnych chwilach, staram się zaprowadzić stopniowy porządek, jednak marnie to wygląda.
Chociaż w sumie to cieszy mnie fakt, że znajduję przy tej sposobności, jakieś archiwalne sentymenty.
Te kompozycje powstały w zeszłym roku, zaraz po letnich warsztach z dziećmi. Pozostało trochę materiału roślinnego. Oczywiście, żal było go wyrzucić.
Jak widać, użyłam chyba wszystkiego z czym mieliśmy do czynienia. Po zakończeniu tych kopozycji, śmiałam się, że są to prawdziwie barokowe prace. Dlaczego barokowe? Popatrzcie tylko na nie. Kłania się w nich prawdziły lęk przed pustką. Brak selekcji materiału, jest w nich trochę nieładu, coprawda znajdziemy tu pracę plamami, stopniowanie, ale wielkiej florystyki w tym nie ma.
Za to jest ciekawy materiał roślinny. Budleja cięta na łące, hortensja została podprowadzona z zaniedbanego ogródka podobnie jak rozchodnik i bluszcz hedera. Ubaw był podczas przycinania gałązek śnieguliczki, Listowie oczywiście z dorodnych krzewów, niczyich , jak najbardziej. Owoce olchy czarnej zrywane podczas wędrówki do sklepu. Czerwone maleńkie jabłuszka to owoce drzewa liściastego o nieznanej mi nazwie, również zbierane w drodze powrotnej ze sklepu. Oczywiście dzika róża, też z przydrożnego krzewu jak i owoce czarnego bzu. Same cudowne skarby. Resztę kupiłam w supermarkecie.
We wczesniejszym poście z zeszłęgo roku, możecie zobaczyć, jakie dekoracje wykonały moje maluchy na warsztatch. Polecam też lekturze artykuł.
Wiem, że zaprezentowane kompozycje nie są najwyżych lotów, a bardziej stanowią radosną twórczość, trochę jakby od niechcenia. Jednak jest to również przestroga. Nie róbmy czegoś bez wyrażniego planu i zamysłu co do wyboru materiału roślinnego, formy całej kompozycji, Nie stawiajmy rzeczy na głowie. Można ulożyć rośliny luźno w wazonie i też będzie pięknie.
Tak więc kolorowo i spontanicznie, życzę wam spokojnej nocy oraz leniwego weekendu.
:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz